Wracamy na ziemię
Pewnie przez ostatni tydzień z niecierpliwością czekaliście na październikowy felieton Mateusza Serwacha. Miesiąc minął, a tu tekstu brak. Zastanawialiście się dlaczego? Nasz spiker przeprosił za spóźnienie, które spowodowane jest brakiem czasu, a dokładniej "zarobieniem". Szczęście, że to tylko brak czasu, bo już niektórzy myśleli, iż niedawno upieczony rzecznik prasowy zapadł już w zimowy sen. A przed nami końcowa faza rundy jesiennej, turnieje halowe, treningi, sparingi... Gwarantujemy, "zarobiony" to dopiero będziesz.
Zapraszamy do przeczytania kolejnego felietonu z cyklu "Głosem spikera bez cenzury!". Tym razem nacisk zdecydowanie należy nałożyć na słowa "BEZ CENZURY". Jest grubo po godzinie 22., a zatem kto może niech czyta. Ale przed kliknięciem na "więcej" prosimy przenieść się o kilka dni w czasie, gdyż to przecież felieton październikowy...
Kliknij na "więcej".
Może udało Wam się kiedyś obejrzeć film dokumentalny producji HBO pt czekając na sobotę. Ogólnie chodzi o to, że ludzie ze wsi czekają cały tydzień, żeby jechać na dyskotekę i się wybawić. Jak wygląda dzień meczowy ze strony nie - piłkarzy a jednak Unitów. Po tym jak już wstanę, obmyję swoją dość mocno zaokrągloną twarz wodą i wykonam wszystkie czynności, które są potrzebne by się obudzić (kawa i opierdol akwizytora przez telefon) zaczynam szykować się do meczu. Najpierw 90minut - obowiązkowo trzeba znać tabelę, dzisiejszego przeciwnika, ostatniego jego dokonania i oczywiście ile traci punktów do nas. Następnie analiza drugiego i trzeciego miejsca czy w razie porażki może nam zaszkodzić. W tym momencie moja wybujała fantazja zaczyna kreślić przepiękny scenariusz porażki Gopła i Kujawiaka, czuję się wtedy tak jakbym wygrał „6” w totka. Dobra wracamy na ziemię.
Gdzie ja – kurwa – mam klubowy dres? Ano! Szafa i miejsce honorowe. Czas przymierzyć, poczuję się przez chwilę jak piłkarz. Kurde… znów ciaśniejszy. Pójdę w rozpiętym (haha). No to, co - śmigamy. Po drodze oczywiście sklep, bo nie możemy dopuścić by z nerwów zabrakło mi papierosów. Idąc obok stadionu często prawie dwie godziny przed meczem patrzę czy tylko ja jestem tak jebnięty. I co się okazuje? Nie, nie, nie! Jest Eryk i Patryk. No to co, wymieniamy się spostrzeżeniami i co chwilę przychodzi ktoś nowy. Chłopaki z drużyny, przyjedzie trener itd., itd. Czas zabierać się do pracy.
Eryk zawsze o określonej porze rzuca hasło: dlaczego muzyka jeszcze nie gra?! Ano dlatego, że Mateusz który ma ją puszczać zawsze ma ok. 30 - 40 obsuwy. Dzwonić nie ma co, bo i tak nie odbiera. Jest! Muzyka gra, chłopaki się rozgrzewają, a my czekamy.
Moja kolej. Sekretariat - bierzemy walizkę - idziemy do szafy. Wyobraźcie sobie mnie wchodzącego na stół, żeby otworzyć okno. Za każdym razem mam nogi z waty, bo przecież ten stół musi kiedyś jebnąć! Tym razem wytrzymał. Kabelki siup siup i wchodzi na trybunę, wszystko działa - jest OK.
Papierki dostałem, sprawdzam nazwiska no to chwila oddechu i jak zawsze rozmowa z Robertem z ochrony, zawsze ten fotograf się przypierdoli no ale co zrobić? Zrobi nam obciążające zdjęcia i udostępni na fejsbuczku, no i kaplica.
10 minut do meczu, czas wbijać na balkon. No i zaczyna się przedstawienie…
Przepraszam za przekleństwa, ale są konieczne by zdynamizować tekst. W sobotę o 12 ostatni mecz u siebie, więc widzę całe Janikowo na trybunach!
PS. Przepraszam, że taka obsuwa, ale zarobiony jestem haha :)